sobota, 3 listopada 2012

Zajęcia na Stanford

Mija trzeci tydzień wyjazdu i udziału w programie TOP 500. Najwyższy czas, aby opisać na czym polega program, w którym bierzemy udział. Tym bardziej, że to pierwsze popołudnie, które jest tak na prawdę wolne od zajęć.

Program składa się z dwóch części (cały program można znaleźć tutaj):
  1. części szkoleniowej w ramach której bierzemy udział w kursie realizowanym przez pracowników i współpracowników Uniwersytety Stanforda
  2. części stażowej w ramach której odbywamy staże w firmach i organizacjach prowadzących prace badawczo rozwojowe na terenie Doliny Krzemowej.
Część szkoleniowa realizowana jest w Stanford Centre for Professional Development i trwa 5 tygodni. W zasadzie każdy dzień wygląda dość podobnie: wyjazd na uczelnię o 8 rano; zajęcia od 9:00 do 16:30 z półtora godzinną przerwą na obiad, powrót do hotelu około 17:45. 
Dużo? Wydaje się, że nie, ale .... zajęcia to 3 godzinne sesje dotyczące jednego z 4 kursów (o nich za chwilę) z których każdy jest realizowany 2 lub 3 razy w tygodniu. Zajęcia są prowadzone w trybie takim jak studia undergrad na amerykańskich uniwersytetach - prowadzący każdy kurs, przez każdymi zajęciami, przygotowuje zestaw materiałów do przeczytania i zapoznania się z nimi zanim przyjdziemy na zajęcia. Dodatkowo zadawane są zadania domowe, a 3 kursy kończą się prezentacją projektów, które również są realizowane równolegle z zajęciami - projekty są ściśle związane z zajęciami, jednak nie realizujemy ich w czasie zajęć a jedynie uczymy się metod, których mamy użyć do ich realizacji. Pracę nad projektami w grupach 4-8 osobowych organizujemy popołudniami i wieczorami. 
Choć powyższy opis może nadal nie stwarzać wrażenia jak wiele jest do zrobienia, to musicie mi uwierzyć,  że na prawdę pracy jest cała masa - studenci amerykańscy zazwyczaj realizują w semestrze* do 3 kursów. Studenci, którzy biorą 4 kursy w semestrze podobno nie robią nic innego tylko się uczą. 
Zanim jeszcze przyjechałem na Stanford usłyszałem opinię od osoby z Uniwersytetu Wrocławskiego, że gdyby kazać studentom w Polsce przeczytać tyle stron w ciągu semestru, ile tu każe się czytać na 3 różne zajęcia w jednym tygodniu, to poszliby na skargę do dziekana. Muszę przyznać, że w chwili obecnej  przypuszczenie to nie wydaje mi się być zbytnio przesadzone.

Wracając do kursów. Kursów w których bierzemy udział jest 5, jednak jeden z nich (Technology) jest na razie owiany sporą tajemnicą, bo oprócz materiałów przygotowawczych (w liczbie: 37 slajdów, 47 stron w 2 artykułach i 3 patentów do zapoznania się) niewiele więcej wiadomo.
W każdym bądź razie - pięć kursów w których uczestniczymy to:
  • Innovation to chyba najbardziej wciągający i lubiany kurs - jest prowadzony przez Marka Schara, który na co dzień jest pracownikiem Design School (zwanego tutaj d.school). Zajęcia omawiają metodologię Stanfordu w zakresie tworzenia rozwiązań innowacyjnych (Design Thinking), która składa się z pięciu podstawowych kroków wykonywanych wielokrotnie w sposób iteracyjny, aż do uzyskania pożądanego rozwiązania (tu unika się określeń typu "lepszy"/"gorszy" do oceny rozwiązań - wszystkie są dobre bo rozwiązują stawiany problem, często w sposób bardzo niekonwencjonalny). W ramach kursu bardzo dużo się rysuje - w zasadzie mamy przykazanie, aby wszelkie notatki robić w postaci rysunków a nie opisów słownych. Z modeliny, papieru, rurek i masy innych drobnych rzeczy wykonujemy prototypy produktów, rozwiązań i usług, które opracowujemy. Z boku trochę to wszystko może wyglądać jak zabawa w przedszkolu, ale ma jednak swój cel - nauczyć się patrzeć na stawiane problemy z maksymalnie wielu różnych perspektyw, starać się zrozumieć je oraz problemy i potrzeby osób zgłaszających (również te potrzeby, które nie są wyrażane werbalnie).

    Kolejne kroki metodologii Design Thinking (ze strony d.school)

    Kurs kończy się prezentacją projektu w którym każda z grup ma znaleźć rozwiązanie postawionego im problemu - opracować nową kanapkę dla McDonalda, przyciągnąć więcej klientów do Pizza Hut (jeśli ktoś kiedyś był w Pizza Hut w USA, to wie, że nie jest to proste zadanie) czy opracowanie założeń dla nowego modelu Fiata 500 w wersji sport, która ma być chętnie kupowana przez kobiety (w 2011 roku sprzedano zaledwie 1000 sztuk tego modelu Fiata w USA!).
    Gorąco polecam udział w darmowym "przyspieszonym kursie" Design Thinking. Całość powinna zająć od 1.5 do maksimum 3 godzin. Jeśli ktoś ma mniej czasu to zachęcam przynajmniej do poznania podstawowych założeń metodologii.

  • Entrepreneurship czyli kurs szeroko rozumianej przedsiębiorczości. Kurs ten składa się z kilku części - metod opracowywania i oszacowywania rentowności oraz ryzyka pomysłów; finansów i zagadnień ich pozyskiwania z instytucji typu Bussines Angels i Venture Capitals; zajęć związanych z budowaniem i umacnianiem zespołu, które z boku wyglądają na gry i zabawy, ale uświadamiają jak ważna jest komunikacja w zespole, współpraca z poszczególnymi jego członkami czy właściwy wybór lidera. Klasyk powiedziałby, że konieczność współpracy w zespole to "oczywista oczywistość", ale idę o zakład, że po wykonaniu kilku takich gier okaże się, że współpraca nie jest aż tak bardzo naturalnym odruchem a założenia które przyjmujemy odnośnie zadania czy członków grupy są bardzo odległe od rzeczywistości.

    Jedna z gier zespołowych - przenoszenie toksycznych materiałów
    przy pomocy "specjalnego" urządzenia (zdjęcie Konrad Frontczak

    Kto grał w grę z przesyłaniem wiadomości e-mail w celu realizacji zadania, ten wie co mam na myśli. Dość powiedzieć, że na 8 zespołów, które brały udział, tylko 1 zrealizował zadanie! Zrobił to w niecałe 8 minut (z 15 przewidzianych) a najlepsi realizują je w nieco poniżej 4.

  • Schemat gry w przesyłanie wiadomości e-mail (z prezentacji John Warren);

  • Intellectual Property to kurs z zakresu własności intelektualnej na którym poruszane są zagadnienia ochrony własności intelektualnej, prawa patentowego czy pisania wniosków patentowych. Kurs ciekawy jak poprzednie, choć niestety część z prezentowanych informacji nie przystaje do warunków europejskich.

  • Leading and Executing Strategy prezentuje jak powinna wyglądać strategia przedsiębiorstwa i jak wpasować tę strategię w kontekst firmy i jej otoczenia. To również kurs o tym jak opracować wizję firmy, przygotować się do jej realizacji, jak prowadzić (nie zarządzać!) firmę oraz motywować pracowników, aby tę wizję i założone cele zrealizować. Jedną z ciekawych rzeczy, o której myślę, że warto tu wspomnieć przedstawia poniższy rysunek.

    Where the magic happens (z prezentacji Behnam Tabrizi)

    Wspomniana na rysunku magia, czyli coś wspaniałego, wartościowego co możemy zrobić, leży poza strefą naszego komfortu. Dopóki poruszamy się w obszarze, w którym dobrze się czujemy, mamy małe szanse natrafić na coś niespodziewanego, przełomowego czy innowacyjnego. Dopiero, gdy opuścimy ten obszar natrafiamy na rzeczy niecodzienne i inne, które mogą przerodzić się w coś wartościowego o czym normalnie nikt z nas by nie pomyślał.
    Brzmi niezrozumiale? Od tygodnia realizując jeden z projektów, podchodzę do obcych, nieznanych mi ludzi  i wypytuję o prowadzenie restauracji, preferencje w wyborze restauracji na obiad/kolację, czy jedzą w domu bądź poza nim itp. Dyskomfort straszny, ale dowiedziałem się ogromnej masy ciekawych rzeczy na temat prowadzenia restauracji czy motywacji amerykanów przy wyborze restauracji, o których nigdy sam bym nawet nie pomyślał.

  • Technology TBD, czyli zobaczymy co to będzie.

* Studia w USA odbywają się w systemie semestralnym bądź kwartalnym. Semestralny system obowiązuje m.in. na UC Berkeley i jest on analogiczny do tego co znamy z Polski. Na Stanford obowiązuje system kwartalny - rok akademicki składa się z 3 kwartałów każdy po 10 tygodni.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz