Dwa dni temu mieliśmy okazję porozmawiać z Channing Robertson, wieloletnim pracownikiem i dziekanem School of Engineering na Stanfordzie, który dzielił się informacjami jak funkcjonuje uczelnia z punktu widzenia pracownika naukowego.
Ścieżka kariery
Zatrudnienie pracownika z doktoratem przeprowadzane jest na stanowisko Asssistant Professor, na którym osoba pozostaje przez okres 6 lat. W tym czasie każdy pracownik jest zobowiązany do prowadzenia zajęć dydaktycznych, pozyskiwania finansów i prowadzenia badań naukowych.
Kolejnym szczeblem kariery jest pozycja
Associate Professor połączona od razu
z tenurą - jest to w zasadzie stanowisko dożywotnie. Pozycję tę można osiągnąć tylko po uzyskaniu pozytywnej opinii dotyczącej osiągnięć badawczych i naukowych - wygląda to nieco jako nowa ścieżka habilitacji z tą jednak różnicą, że Stanford prosi o
opinię 15 do 20 naukowców z całego świata. Warto wspomnieć, że Stanford robi tak ponieważ wprowadził taką wewnętrzną zasadę działania i że nie jest ona wymagana przez przepisy nadrzędne, stanowe czy federalne. Oprócz opinii Stanford prosi również o określenie pozycji kandydata w rankingu 5-7 osób prowadzących badania tej samej dziedzinie. Jest mało prawdopodobne, aby osoba, która w takim rankingu uplasuje się poniżej 3 miejsca, została zatrudniona.
Pozytywna ocena oznacza zatrudnienie na kolejne
6 lat po których automatycznie uzyskuje się stanowisko
Full Professor. Po kolejnych
7-9 latach Full Professor może uzyskać
udział w przychodach wydziału na którym pracuje. Możliwość ta dotyczy jednak tylko około 20% wszystkich Full Professor.
Stanowiska i przywileje uzyskane po pierwszych 6 latach pracy (po uzyskaniu tenury) są utrzymywane aż do emerytury. Z momentem przejścia na emeryturę wynagrodzenie i przywileje te mogą zostać utrzymane przez dodatkowe 2 lata - w tym czasie pracownik otrzymuje 100% swojego wynagrodzenia, ale realizuje 50% obciążeń dydaktycznych.
Ocena pracowników
Może się wydawać, że pracownicy naukowi Stanforda są oceniani tylko w okresach sześcioletnich. Nic bardziej mylnego! Każdy pracownik jest oceniany co roku. W skład oceny wchodzą wyniki ankiet studenckich, liczba studentów uczęszczających na prowadzone przez pracownika zajęcia, ocena osiągnięć naukowych, liczby doktorantów i studentów magisterskich pracujących w laboratoriach, liczba prezentacji przeprowadzonych na zaproszenie, członkostwa w organizacjach naukowych czy liczba grantów naukowych/badawczych i pozyskanych funduszy.
Wygląda to dość podobnie do sytuacji w Polsce, jednak dopatruję się kilku różnic. Po pierwsze w ocenie uwzględnia się liczbę studentów, którzy uczęszczali na zajęcia a nie liczbę oferowanych czy prowadzonych zajęć. Metoda o tyle istotna, że Stanford jest otwartym uniwersytetem - studenci zapisują się do School of Engineering, ale nie wybierają konkretnego kierunku studiów (mechaniki, informatyki, budownictwa, itd.). Student Stanford University ma pełną swobodę zapisania się na dowolny kurs oferowany w ramach wybranej szkoły, a dyscyplina uzyskanego stopnia/tytułu naukowego zależy od liczby i rodzaju zrealizowanych kursów.
Druga różnica to ocena pracownika przez doktorantów i studentów magisterskich pracujących w jego laboratorium. Pracownik ma obowiązek opieki nad doktorantami i studentami, i jest przez nich oceniany. Oceny te, jak również ankietyzacja studentów przeprowadzane są w każdym kwartale (semestrze) nauczania, na wszystkich kursach i dla wszystkich pracowników. Bez wyjątku!
Kolejna różnica - na Stanford nie ma czegoś takiego jak "Lista czasopism punktowanych" - przez chwilę musieliśmy wyjaśniać co mamy na myśli, gdy pytamy o listę czasopism ...
Wynagrodzenie
Wynagrodzenie waha się w zależności od szkoły - najwięcej zarabiają lekarze i prawnicy, najmniej inżynierowie i pracownicy School of Education. W ramach każdej ze szkół zróżnicowanie pensji wynika zarówno ze stanowiska na którym jest się zatrudnionym, stażu pracy, ale również kompetencji czy wybranej ścieżki kariery (dotyczy to głównie szkoły prawa i medycyny). Jeśli ktoś jest zainteresowany ogólną statystyką wynagrodzeń to odsyłam do dokumentu
Stanford Faculty Salary Information 2008-2009 (niestety nie udało mi się znaleźć nowszych danych).
Dodatkowa praca poza uczelnią
W USA generalnie zdarza się, że ta sama osoba jest jednocześnie profesorem na 2 różnych uczelniach. W przypadku Stanford jest to jednak rzadkość. Generalna polityka jest taka, że do 25% czasu można poświęcić na pracę dodatkową - pracę na innej uczelni lub w firmie. Osób, które tak robią na Stanford jest jednak bardzo niewiele. Znacznie więcej osób jest jednak konsultantami innych uczelni czy firm. Konsultacje są zazwyczaj opłacane przez zewnętrzne firmy/uczelnie ale liczą się również jako praca na Stanford (pracownik nie ma pomniejszanej pensji za przeprowadzone konsultacje). Ograniczona jest jedynie maksymalną liczba dni konsultacji - w roku akademickim może ich być maksymalnie 13.
W ciągu siedmiu lat, każdy pracownik może wziąć maksymalnie 2 lata akademickie urlopu, które może poświęcić na dowolny cel - pracę na innej uczelni,, pracę w firmie czy po prostu odpoczynek.
Obowiązki pracowników
Każdy profesor prowadzi laboratorium, którego działalność musi sam w znacznym stopniu sfinansować. Z grantów badawczych i pozyskanych środków opłacani są doktoranci i studenci pracujący w laboratorium (ci ostatni nie dostają pieniędzy do ręki, ale laboratorium pokrywa część kosztów ich studenckiego życia np: czesne). Oprócz tego profesor prowadzi zajęcia w średnim wymiarze 1 kursu na kwartał (10 tygodni). Podobnie jak w Polsce kursy składają się z wykładu oraz form towarzyszących (zazwyczaj laboratorium, lub projektu), ale formy towarzyszące są prowadzone przez post-doc'ów, doktorantów a nawet studentów studiów magisterskich. Profesor prowadzi "tylko" wykład, który zazwyczaj jest realizowany 3 razy w tygodniu po 1 godzinie zajęć. Dodatkowo ma obowiązek prowadzić godziny konsultacji - dwa razy w tygodniu po 75 minut.
Istotną różnicą w stosunku do realiów Polskich jest ograniczona liczba ćwiczeń i praktyczny brak seminariów. Brak seminariów wynika z tego, że każde zajęcia projektowe i laboratoryjne wiążą się z koniecznością przygotowania i prowadzenia prezentacji.
Niewielka liczba ćwiczeń wynika z tego, że w ramach wykładów studenci dostają bardzo dużo zadań domowych, które mają zrealizować poza godzinami zajęć na uczelni. W realizacji zadań pomagają tzw. teaching assistants - zazwyczaj doktoranci, bądź studenci wyższych lat studiów.
Z naszego ogródka
Podobne rozwiązanie w zakresie połączenia wykładu z zadaniami domowymi próbowaliśmy wpisać do Krajowych Ram Kwalifikacji w prowadzonych przez nas kursach. Niestety komisja wydziałowa kwestionowała te propozycje argumentując, że rozwiązanie takie "przenosi wysiłek związany z prowadzeniem wykładu z prowadzącego na studentów". Innym zastanawiającym założeniem komisji jest to, że "w ramach wykładu studenci nie nabywają umiejętności". A dlaczego niby nie? Czy to nie zależy od tego jak ten wykład jest prowadzony i czego wymaga się od studentów?